poniedziałek, 10 października 2011

Florkowy miesiąc miodowy - Dzienniki motocyklowe 2011

 
2 dni przed wyjazdem

 Po pierwsze trzeba zacząć od tego, że nasza wymarzona podróż nigdy by się nie udała gdyby nie fakt, że postanowiliśmy się pobrać i nasi goście zechcieli pomóc nam to marzenie spełnić:) DZIĘKUJEMY!!!!!!! 


https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/305765_2421360258475_1141028929_n.jpg

Co to był za dzień! Big jeszcze nigdy nie był tak czysty - my w sumie też:P
https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/303595_2421360738487_1641696940_n.jpg

Przygotowania

Motocykl przygotowaliśmy już dużo wcześniej, nowe oponki, zapas oleju i heja. Na zdjęciu poniżej widać ogrom rzeczy jakie zabraliśmy  - po ostatecznym zważeniu wyszło tego 50 kg... na szczęście mieliśmy gdzie to upchnąć.

Dzień 1

(16 godzin na motocyklu)
To był długi i męczący dzień. Wystartowaliśmy z domu dopiero o 7.00 rano tak więc spotkaliśmy na trasie wszystkie możliwe Warszawskie korki.. ale jak już z nich wyjechaliśmy to po 200 km Radek zauważył, że coś jest nie tak z motocyklem- mini remoncik na stacji (wyjął rzekomo niepotrzebną część Radek: rolka prowadząca łańcuch – standardowa usterka przy dobrze załadowanym bigu – to wywaliłem) i pojechaliśmy dalej.

Najgorzej oczywiście było w Polsce, potem gładko poszło przez Czechy i Austrię, w której nocowaliśmy (Augasse 35, 8230 Hartberg, Österreich – 12euro ). Rozbijanie namiotu po ciemku nie było przyjemne, zwłaszcza, że to nowy nabytek i brakowało nam doświadczenia, ale udało się! –o przepraszam jeszcze rozkładaliśmy w mieszkaniu…



Dzień 2

(8 godzin na motocyklu)
Na ten dzień też zaplanowaliśmy stosunkowo długą trasę, ale bardzo zależało nam na tym aby być już w Chorwacji i w końcu wypocząć. Za namową jednej z cioć postanowiliśmy pojechać do miejscowości Novalia na wyspie Pag. Miały być bajeczne laguny i niesamowite widoki… prze promowaliśmy się i zastaliśmy kuuuuuuuuuupę kamieni…



 Camping jaki udało nam się znaleźć to niesamowicie profesjonalny moloch (http://www.turno.hr/ koszt to około 15euro za noc)! Chorwaci pod tym względem są niesamowicie przygotowani- można wjechać na camping i nie wyjeżdżać z niego przez 3 tygodnie, bo na miejscu jest wszystko (sklepy, restauracje, targi z rybami i Świerzymi owocami, fryzjer, masaże, bary… wszystko!)

Rozbiliśmy namiot i rozpoczęliśmy leniuchowanie...


Dzień 3

(30 min na motocyklu)
Ten dzień spędziliśmy na plaży. Nie ma co się rozpisywać- Kasia nie wychodziła z wody a Radek z cienia. Po tych całych przygotowaniach do ślubu, weselu i kilkunastu godzinach na motocyklu ten dzień był jak zbawienie i delektowaliśmy się nim do zachodu słońca :) Wieczorkiem pojechaliśmy na spacer do miasteczka- urokliwe, niesamowicie nastawione na turystów, jak na nasze gusta troszkę za bardzo… wszystko przygotowane dla Niemców. I jak tu poznawać kulturę innego kraju, jak on się podporządkowuje innemu?



Dzień 4


(6 godzin na motocyklu)
Wczesna pobudka, pakowanie i jedziemy do Dubrownika. Niestety całą drogę jechaliśmy nieco zmartwieni, ponieważ Radek znalazł wyciek oleju.

Na szczęście bez większych kłopotów dojechaliśmy do celu, Radek znalazł serwis i okazało się, że to nic poważnego (dla orientujących się w temacie- pierdyknął oring rozrusznika). Wieczorem poszliśmy pochodzić po mieście, które już całkiem dobrze znamy. Fajnie było do niego wrócić, bo naszą ostatnią wizytę wspominaliśmy z uśmiechem na twarzy. O tej porze roku ludzi było naprawdę niewiele! Nawet udało się nam posłuchać fajnej kapeli jazzowej.
Jeżeli chodzi o camping to odwiedziliśmy ten sam, co dwa lata temu (Camping ATC Matkovica Srebreno 8, ok. 12euro), Pani nas poznała i bardzo się ucieszyła, że jesteśmy po ślubie, żałowała tylko, że nie zabraliśmy znajomych, którzy byli z nami ostatnio (btw. niezłą ma pamięć). Na kempingu poznaliśmy parę Czechów - wpadli pozwiedzać Czarnogórę. Przy piwku i pogaduchach dostaliśmy zaproszenie do Czech a ja dostałem naszywkę Czeskiej policji motocyklowej - podobno rewelacyjny rekwizyt anty-mandatowy!


Dzień 5
(10 godzin na motocyklu).
O 6.00 pobudka, pakowanie i odjazd. Trasa prowadziła przez Bośnię i Hercegowinę. Na początku niczym nie zachwycała, powiedziałabym nawet, że lekko zniechęcała (zwłaszcza, że ich znaki były napisane nie zrozumiałym dla nas językiem – na szczęście zrobiliśmy zdjęcie i można było porównywać).

Po 40 kilometrach w głąb kraju naszym oczom ukazały się bajeczne widoki- turkusowa rzeka a wokół niej wysokie, zielone piękne góry.
Chwilę później byliśmy już w Czarnogórze. Radek uparł się, że musimy jechać do Durmitoru (bardzo nie po drodze do Grecji), ale CHWALA (dziękuje po ichniemu) mu za ten upór. Widoki zapierające dech w piersiach to na prawdę mało powiedziane. Jest to miejsce jak z powieści Tolkiena, które trzeba zobaczyć (od dzisiaj jak ktoś jedzie do Czarnogóry i tam nie pojedzie uznany zostanie za Cieniasa!!!!) Zdjęcia, które zrobiliśmy nie oddadzą tego, co tam widzieliśmy, ale może będzie to dla niektórych zachęta.

Spotkaliśmy 2 bardzo zainteresowane nami kozy:



Adwenture:




Byczek Fernando który się z nami ścigał:

 
super kosz po środku niczego z rewelacyjnym widokiem na okolicę. Jedyny problem to że jak piłka spadnie to tak z 300 metrów...



Droga powrotna była bardzo kręta, gorąca i ciężka, ale dotarliśmy w końcu do miejscowości Bar (http://www.campingutjeha.com/indexgb.htm, 7EURO ZA NOC!!!). Zjedliśmy tradycyjną sałatkę szopską i spać, bo kolejny dzień zapowiadał się ciężko.


Dzień 6

(12 godzin na motocyklu).
Pokonaliśmy ALBANIĘ!!! Przejechanie tych 550 kilometrów było nie lada wyczynem. Nie mieliśmy mapy, a GPS jak zwykle odmówił posłuszeństwa. Zrobiliśmy więc fotkę przydrożnej mapki i dzięki niej pokonaliśmy całą Trasę.


Jazda w Albanii to inny świat - na autostradzie prowadzane są kozy, krowy. zdarza się, że pasie się osioł, a poruszanie się po prąd nie jest niczym dziwnym. Dzieci w taczkach z parasolką itd...






















Big troszku się przybrudził ofrołdem.










Ciekawostka: każdy tam chyba ma swoją stację benzynową albo myjnię, albo serwis samochodowy... Będąc na jednej stacji widać 3 kolejne (paliwo tanie 1,20euro). Jeżeli chodzi o budowę dróg to nie jest tak jak u nas, że czekają z oddaniem jej do użytku jak skończą- oni się dzielą swoim sukcesem na bieżąco, dlatego można np. jechać za pracującym walcem. Ludzie są zazwyczaj mile nastawiani i uśmiechnięci - szczególnie widzą takich kosmitów jak my. Żeby dojechać do Grecji okazało się, że musimy przepłynąć promem, tak wiec pan uruchomił dla nas swoją tratwę (2euro) i znaleźliśmy sie na drugim brzegu rzeki.





Do granicy, co prawda droga była szutrowa - Dotarliśmy do GRECJI!!!!! Znaleźliśmy przepiękny camping (http://www.campingelena.gr/enpage1.html, 17euro za noc), rozbiliśmy namiot dosłownie 5m od morza, zjedliśmy przepyszną grecką kolację i spać.


Dzień 7

(15 min na motocyklu). 
Uwaga uwaga – to był drugi dzień leniucha!  Mieliśmy się opalać i leniuchować caaały dzień,  niestety ok 17.00 niebo zaszło chmurami, zerwał się wiatr i zaczął istny cyrk... Przyszła nawałnica, ale nie jakaś tam zwykła- ta miała wszystko: ściana deszczu, wichura, gromy i błyski- bardzo efektowne, chociaż patrząc z perspektywy nocy w namiocie…hmmm… było ciekawie...  trzeba było wyjść i dowiązać namiot do biga co by nie odleciał :-)

Dzień 8

(8 godzin na motocyklu)
Planowaliśmy wyruszyć o 7 rano, ale deszcz popsuł nam plany i wyjechaliśmy dopiero o 10.

Cel- Meteory, czyli klasztory w chmurach, i w chmurach to dobre określenie... Nawałnica postanowiła się przemieścić
na południe kraju a my w sumie nieświadomie zaczęliśmy ją gonić. Na szczęście bardzo nie zmokliśmy. Dojeżdżając do meteorów przejaśniło się i w spokoju mogliśmy zwiedzać.Nasze główne przemyślenie po wizycie w meteorach - chłopaki mieli cisze i spokój:) - komu by się chciało ładować na taką górę tylko po to aby komuś poprzeszkadzać... ważna informacja- kobiety muszą mieć zasłonięte ramiona i kolana, muszą być w spódnicy (nawet długie spodnie motocyklowe się nie nadawały:)Poszliśmy na obiadek do pana co robił szaszłyki tuż przy drodze i zjedliśmy do tego pyszne prawdziwe tzatziki. Następnie obraliśmy kierunek Ateny. Troszku po drodze padało, ale o 21 już byliśmy na campingu.





Dzień 9

(1 godzina na motocyklu)

(1 godzina na motocyklu)
Wyruszyliśmy na zwiedzanie. Po latach nauki o starożytności wszystko wydawało się znajome. Niestety ja troszkę się zawiodłam, chyba dlatego ze miałam za duże oczekiwania, w sumie większość zabytków to sterty kamieni, które kiedyś były czymś wielkim. Jedynie Akropol spełnił moje oczekiwania. Byliśmy tez w jego nowoczesnym muzeum i było super- szkoda ze tak nie wyglądały lekcje historii.  Potem zwiedzaliśmy wszystkie możliwe zabytki zaznaczone na mapie i po 10h chodzenia wróciliśmy na camping.



Wieczorem wdrapaliśmy się na górę po środku Aten aby podziwiać nocne widoki. przy okazji mieliśmy okazję posłuchać jak przez miasto przechodzi fala protestów.




Dzień 10

(3,5 godziny na motocyklu)
Jakoś nie mogliśmy się obudzić i wyruszyliśmy dopiero o 9:00 w stronę Koryntu. Przejechaliśmy rzekomo niesamowity kanał koryncki, którego nie da się przegapić, ale nam jakimś cudem się udało:) zwiedziliśmy Korynt (jak oni go zdobyli to ja nie wiem…),





Następnie udaliśmy sie do najlepiej zachowanego antycznego teatru Epidauros ( extra akustyka- Radzio nawet zaśpiewał wszystkim zwiedzającym widziałem orla cień) .


Potem znaleźliśmy camping niedaleko Nafplio.

Dzień 11

(20 min na motocyklu)
Znowu spróbowaliśmy z dniem leniucha i udaaaaalo sie!! Było słońce i można było sie opalać:)
Wieczorkiem pojechaliśmy zwiedzić Nafplio


 Wieczorne pakowanie i spać bo jutro traska i wsiadamy na prom do Włoch.

Dzień 12

(4 godziny na motocyklu)
Mieliśmy z rana pojechać zwiedzić Olimpie, ale niestety Radek zapomniał ustawić budzik i w sumie musieliśmy jechać od razu do Patry na prom do Włoch. 15 godzin z prędkością 38 km/h. Na promie było nuuuuuuuudno ale jakoś to przetrwaliśmy i tak oto wylądowaliśmy u Makaroniarzy. 300 km trasy i znaleźliśmy się pod Neapolem, byliśmy tak wykończeni ze poszliśmy spać o 19:)


Ogólne wrażenia o Grecji: po pierwsze kryzys im się należy, to straszne oszukańce (np. Sprzedając owoce dorzucają stare i zgniłe na dno torby żeby więcej zapłacić, jak mieliśmy zapłacić za paliwo 35euro to skasował nas na karcie 50 euro i chyba czekał ze sie nie skapniemy, na szczęście kasę oddal. Campingi masakrycznie drogie, jedzeni tez i ogólnie jest "pięknie". Po drugie studenci maja wszystkie wejścia za darmo co bardzo nam się podobało, przynajmniej na tym dało się przyoszczędzić. Po trzecie maja dziwnie dużo sklepów z zabawkami i meblami dla dzieci...po co, nie wiem. Po czwarte- zagwozdka straszna: jak można było zdobyć Korynt!!!!????? Na ta górę się wdrapać to jakąś masakra.
I po piąte NAJWAŻNIEJSZE: GDZIE SĄ BIAŁO NIEBIESKIE DOMY? czuje sieęoszukana!

Dzień 13

(5 godzin na motocyklu)
Zwiedziliśmy Pompeje. Udaliśmy sie na wycieczkę z przewodnikiem, która była na prawdę rewelacyjna! Pogoda znowu nas lekko zaskoczyła (deszcz), ale po południu sie wypogodziło. Potem czekała nas trasa do Rzymu- prawie 400km po autostradach- nudno i długo ale w końcu dojechaliśmy. poszliśmy na zakupy i ugotowaliśmy pyszne makaronii:)


Dowód na to kto wymyślił klocki Lego:


Dzień 14

(0 godzin na motocyklu)
Poświęciliśmy go na Watykan- i okazało się ze cały dzień to wcale nie za dużo. Ogólnie przepych przepych i przepych. Ale warto to było zobaczyć na własne oczy.,to co chłopaki zbierali przez tyle lat... Później zwiedziliśmy jeszcze zamek aniołów i pojechaliśmy na camping. Po Rzymie podróżowaliśmy metrem bo wjeżdżanie tam moto mijało się z celem.



Dzień 15

(0 godzin na motocyklu)
Zabraliśmy przewodnik, mapę i zwiedziliśmy wszystkie zaznaczone i nie zaznaczone na niej punkty. Ogólnie to Rzym jest przepiękny, pełen turystów i naciągaczy - jak jest na prawdę najlepiej przekonać się na własne oczy!



Big na tle Watykanu.

Dzień 16

(0 godzin na motocyklu)
Dzień ten dzień był poświecony opalaniu (chciałam zauważyć że to już 4 raz Radek łaskawie się na to zgodził). Opalaliśmy do 16, potem znowu zjedliśmy makaron z sosem pomidorowym i czytaliśmy książki. Plaża niestety nie jest zbyt urokliwa...


Dzień 17

(8 godzin na motocyklu)
Trzeba było dojechać do Pizy, a ponieważ to 400km to nam się baaardzo nie chciało. Żeby było ciekawiej wybraliśmy trasę przez sam środek Toskanii. Wszystko to co o niej mówią, że jest bajeczna, magiczna i przepiękna to wszystko prawda!!
Pisa bardzo ładna, ale oprócz jednego krzywego zabytku nie wiele ma do zaoferowania.




Następnie pojechaliśmy na camping we Florencji. I byłoby super gdyby nie wycieczka niemieckich nastolatków robiąca sobie imprezę nad naszym namiotem. Po tym jak rzucali w nasz dom kamieniami wpadłam w taka furie że hoho! Na szczęście uciekli bo bym im głowy poodgryzała.

Dzień 18

(4 godziny na motocyklu) 
Z rańca zwiedziliśmy Florencję a wieczorem śmigneliśmy do Wenecji. Po nocy z Niemcami nie podeszliśmy entuzjastycznie do tego miasta, ale na szczęście bardzo milo sie zaskoczyliśmy. Miejsce jest piękne i urokliwe i co najważniejsze w kolorze OCHRY! wdrapaliśmy sie na kopulę katedry i stamtąd  podziwialiśmy całe miasto- Cudo! Potem niestety musieliśmy szybko wrócić na camping, spakować się i ruszyć w stronę Wenecji. Udało się całkiem sprawnie:) nie licząc zagubionej rękawiczki...



Dzień 19

(30 min na motocyklu)
Poświeciliśmy cały dzień na spacerowanie, wzdychanie i podziwianie Wenecji. Niestety ludu było bardzo dużo i trochę musieliśmy kombinować żeby zejść z głównego szlaku zwiedzania... mnóstwo ślepych uliczek, mini mostków itp... bardzo fajnie było pobyć w tym mieście w miejscach nie uczęszczanych przez turystów. Ok. 15.00 wróciliśmy na camping zrobić pranie i poczytać książki. Wieczorem znowu udaliśmy się do miasta. Było o wiele luźniej, co dziwne bo Wenecja nocą wyglądała przepięknie. Przepłynęliśmy się nawet tramwajem wodnym! (bo na gondole nie było nas stać :P- 80E- 40 minutowa wycieczka)





Dzień 20

(13 godzin na motocyklu)
Tego dnia urządziliśmy sobie wycieczkę do Pragi... trochę się najechaliśmy ale w sumie sprawnie poszło. Ugościła nas koleżanka Asia, która właśnie jest tu na doktoracie. Pierwsza noc od 3 tygodni, która spędziliśmy w pomieszczeniu.

Dzień 21

(0 godzin na motocyklu)
Spanie w domu spowodowało ze wstawanie rano było baaaardzo ciężkie... dobrze się  spało, ciepło było ... Zwlekliśmy się z materaca i wyruszyliśmy na spacer po Pradze:) oczywiście bardzo ładne miasto z bardzo dobrym jedzeniem i bardzo dużymi porcjami (duży szok po tym co serwowali we Włoszech czy Grecji).
Pakujemy się bo jutro czeka nas trasa katowicka, a jak wszyscy doskonale wiedza potrafi być mecząca.!



























Dzień 22

(12 godzin na motocyklu)
Powrót do domu. Długa i nudna trasa typu: aby tylko do domu.
Miły akcent - jak tylko wjechaliśmy do Wawy trąbi na nas jakiś wariat w Skodzie - Tobi ;-)

Podsumowanie

Zrobiliśmy 7500 km
Spaliliśmy 440 litrów paliwa (średnio 5,86), tankowaliśmy 25 razy - najdroższe paliwo Grecja 1,82 euro - najtańsze Albania 1,2 euro.
2,5 litra oleju -główną przyczyną był uszkodzony o-ring.
Najlepsze miejsce: Czarnogóra i Albania !!!
Za rok: Gruzja???
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz