Kasia: Misiek!! Założyłam bloga i będę pisać relację z naszej wyprawy!!!
Radek: Kasiu...(z poirytowaniem w głosie).
My nie jedziemy na żadną wyprawę! To jest zwykła wycieczka motocyklowa...
No tak… wycieczka... ciekawe co mi powie w
górach w Albanii... i czym w takim razie jest wyprawa motocyklowa?
Przecieram oczy z niedowierzaniem gdy
spoglądam na swój salon...właściwe podłoga zniknęła pod stertą rzeczy do
zabrania. Wczoraj radośnie kupiłam sobie sok Tymbark a na kapslu widniał napis
"zabierz mnie w trasę" i niestety od tamtej pory wiele rzeczy tak do mnie
mówiło (np. słomkowy kapelusik, 12 sukienek i depilator) Ta ilość rzeczy to pewnie lekkie
przegięcie, ale na szczęście wszystko jakoś upchałam a Radek nawet nie zdążył
się zorientować:-) Zastanawiałam się przez króciutką chwilę czy jednak nie
zrezygnować z kilku rzeczy, ale nawet Babcia Danusia uważa, że na
motocykl można spakować wiele - upiekła nam rożki - kilogram! I
zapakowała do nich (jakby tego było mało) saszetkę z cukrem pudrem...bo tylko
wtedy są pyszne... Już sobie wyobrażam jak jemy je na stacji benzynowej...
Radek nie miał za wiele obowiązków z
pakowaniem, przez ostatnie dwa tygodnie ogarniał motocykle a na wyjazd miał
spakować jedynie elektronikę... wyszedł caaaały plecak - prawdziwy Adventure Rider! - no jak gdzieś nie będzie prądu to umarł w butach. A tak w ogóle
to w tym roku będziemy kręcić filmiki (dzięki Michałowi Sierzpowskiemu za Go Pro) miejmy na dzieję, że po powrocie będziemy mieli tyle samozaparcia, żeby je zmontować w jedną całość:-)
? |
Przegięłam? |
Nie dowierzam jeszcze z jednego powodu, że
naprawdę wyjeżdżamy...to jednoznaczny znak, że to koniec , że przetrwałam z
pełnym sukcesem 10 ostatnich miesięcy! Miesięcy, które kojarzą mi się jedynie z
nawałnicą obowiązków, gonitwą i stresem. Nareszcie przyszła wymarzona,
wytęskniona nagroda:-)
A teraz o naszych planach wycieczkowych:
W tym roku postanowiliśmy zwiedzić
Bałkany. Oczywiście nie sami! Po powrocie z Gruzji obiecaliśmy sobie z
przyjaciółmi, że na kolejny wyjazd jedziemy razem - bez żadnych wymówek. Był
nawet moment, że mieliśmy podróżować w 11 osób! Dwa tygodnie temu nasza ekipa
jednak się wyklarowała - 7 osób ma zaklepany urlop i żadnych ale... ALE
oczywiście wszystko się pokomplikowało na tydzień przed wycieczką. Nadeszła
lawina sukcesów zawodowych... niestety z 7 osób zostały tylko 3... dwóch chłopów
i ja.
Ekipa prezentuje się następująco:
1. Ja, czyli Kasia - Suzuki DR 650 RSE
2. Radek (zwany: Florek, Dziuś) BMW GS 800
3. Michał (zwany: Michasik, Tomasik,
Bonus) HONDA TRANSALP XL 600V
I tak właśnie w trójkę przygotowywaliśmy się do wyjazdu. Najśmieszniejszy ze wszystkich był Tomasik! Dzwonił co jakiś czas z pytaniem co ma zapakować i rozczulił mnie tym mocno - szczególnie jak zapytał czy 1,5 kg proszku do prania wystarczy:-)
Spakowaliśmy nasze motocykle i czas
spać... jutro o 5 zaczyna się nasza przygoda....
14.07.2013
sobota
Budzik zadzwonił o 5 rano.... aura za
oknem mglista i deszczowa. Normalny człowiek otworzyłby jedno oko i zamknął je
z powrotem - my wstaliśmy. Z Tomasikiem umówieni byliśmy o 6.45 na stacji Neste
przy Trasie Toruńskiej (zwanej ostatnio basenem Toruńskim). Chłopak wczoraj walczył o każdą minutę snu - żeby tylko nie spotykać się za
wcześnie. Zebraliśmy się z domu i pędem na stację, żeby się nie spóźnić bo
będzie wstyd!
Pamiętacie jak pisałam, że normalny
człowiek zostałby w domu? Tak właśnie postąpił Michał. Obudziłam go 3
telefonem... ech... czekamy zatem. Na stacji rozmawiamy z mężczyzną, który
niedawno wrócił z Turcji, podobno jest tam ciepło - 52 stopnie...hmmm
sprawdzimy. Po 20 minutach zjawia się jeszcze śpiący Michał. Ruszamy... drogi
puste i trasa byłaby przyjemna... gdyby nie fakt, że cały czas leje! Moje
(wczoraj odebrane od szewca) buty przemokły po pierwszych 20 km... to
chlupotanie doprowadza mnie do szału, ale nic to ubieramy się w stroje przeciwdeszczowe. Stan ubrań prezentował się tak: Michał miał kompletny strój, ja kurtkę a Radek kurtkę bez suwaka...
trzeba sobie radzić - kurtka tył na przód i pędzimy dalej.
Kolejne 100 km za nami.... zimno... ja
rozumiem letni deszcz ale 12 stopni!?! Jest połowa lipca...hellloł? Przystanek w
McDonaldzie, ogrzewamy się, wymieniamy mokre skarpetki na suche i jemy śniadanie (oczywiście ze względu na Michała, który przez zaspanie podróżował na głodniaka). Radek szuka w
necie gdzie jest najbliższy Decathlon albo Jula... musimy się zaopatrzyć w kompletne ubrania. Żeby łatwo nie było mój intercom popsuł się już po 300 km (nigdy nie
kupujcie Easy Talkie - Sajgon!!).
Gliwice - sklep Jula- wpadamy jak w
amoku - stroje przeciwdeszczowe (pomarańczowe - ala poławiacz krabów), lutownica, mikrofon komputerowy, gumowe
rękawice. Nagle znajduję komputer pokładowy do motocykla za 12 zł - ma funkcję
zegarka i termometru! Tak jak w Radkowym bmw - tylko taniej:-)
Uradowani, ciepło ubrani zbieramy się do drogi. Niestety Michał oznajmij, że jego Trampek stuka... diagnoza postawiona: nie
wiemy co mu jest. Tomasik biegiem do Juli po szczelinomierz ( tak naprawdę był
to pretekst, żeby kupić sobie komputer pokładowy - tak mi pozazdrościł)
ech...bo nie można normalnie wyjechać na wycieczkę! Przynajmniej nam się to nigdy nie udało! Telefon do Olgi:
Profesjonalny komputer pokładowy! |
- Musimy zrobić remont motocykla, zadzwoń do taty i powiedz, że będziemy u niego za pół godziny!
Jedziemy do Zaborza (koło Chybia). W trakcie tych 30 km mój genialny komputer pokładowy oczywiście popsuł się. Damm it, a przez chwilę poczułam, że przechytrzyłam BMW!
Tata Olgi przywitał nas radośnie. Panowie zaczęli od nasłuchiwania silnika używając drewnianego badyla... dziwna sprawa, ale wysłuchali, że to rozrząd (zastanawiające, bo motocykl dopiero co odebrany od mechanika). Michałowi tak się spodobało to całe drewniane nasłuchiwanie, że nigdzie już nie chciał jechać.Trzeba zdjąć zbiornik i zobaczyć co się dzieje... okazało się, że to odkręcona cewka. Dokręcili, wyregulowali zawory i pełen sukces!!
Niestety uciekły nam ponad 3 godziny... ruszamy dalej... chcemy dojechać
przynajmniej do Wiednia. Przekraczając granicę z Czechami całkowicie się
rozpogodziło i zrobiło cieplutko (oczywiście dlatego, że zainwestowaliśmy w nowe stroje). W Wiedniu byliśmy ok 22:00, na camping ochoty nie
mieliśmy, Dziuś znalazł super hostel ( 120zl za noc - sporo ale warto). Byliśmy skonani... to był na prawdę bardzo długi dzień... Gorący
prysznic był jak zbawienie, lutowanie mojego intercoma, a potem próba sparowania ich na 3
kaski... chłopaki w samych gaciach i kaskach, ja piżama i kask. Musiało to
wyglądać komicznie, ale parowanie zakończone sukcesem! (dlatego zrobiliśmy zdjęcia:).
Nawet nie wiem, w której chwili usnęliśmy.
Jedziemy do Zaborza (koło Chybia). W trakcie tych 30 km mój genialny komputer pokładowy oczywiście popsuł się. Damm it, a przez chwilę poczułam, że przechytrzyłam BMW!
Radość nasłuchiwania:) |
Tata Olgi przywitał nas radośnie. Panowie zaczęli od nasłuchiwania silnika używając drewnianego badyla... dziwna sprawa, ale wysłuchali, że to rozrząd (zastanawiające, bo motocykl dopiero co odebrany od mechanika). Michałowi tak się spodobało to całe drewniane nasłuchiwanie, że nigdzie już nie chciał jechać.Trzeba zdjąć zbiornik i zobaczyć co się dzieje... okazało się, że to odkręcona cewka. Dokręcili, wyregulowali zawory i pełen sukces!!
Florek Majster! znowu uratował motocykl (ewidentnie tęskni za naprawianiem) |
Parowanie intercomów. |
Planowanie trasy. Zmęczenie nie pozwala zdjąć kasku. |
Nawet nie wiem, w której chwili usnęliśmy.
15.07.2013
niedziela
Budzik 5.30... błagam jeszcze trochę...
powolnie zaczęliśmy wstawać i pakować rzeczy, zjedliśmy śniadanie i ruszamy w
świat.
Dzisiaj musimy dojechać do okolic Shibenica w Chorwacji. Trasa około 800 km. Właściwe nudyyy, piękne autostrady, zapinasz ostatni bieg i jedziesz. Postanowiliśmy w Słowenii jednak autostrady ominąć, bo jak tak dalej pójdzie to któreś z nas uśnie. Słowenia urokliwa, zadbana, z pięknymi widokami! Miło było chociaż na chwilę złamać monotonię:-)
W Chorwacji autostrada, nudy...do momentu gdy na jednej stacji nie zrobiłam parkingowej gleby:-) (oczywiście z własnej głupoty - zaczepiony kask na kierownicy przy skręcie ją zablokował). W konsekwencji: skrzywiona kierownica, kierunkowskaz, pęknięta szyba i wygięta dźwignia zmiany biegów. Radek szybko wszystko naprostował, ja użyłam naklejek od pass to ride (dzięki Adu) jako zestaw naprawczy do szyby (teraz mój jednorożec wygląda drapieżnie!). Jedziemy dalej:-)
Dojechaliśmy do gór - słońce,
tunel, deszcz, tunel, słońce, tunel itd. Nareszcie zjechaliśmy z tej cholernej
autostrady i zaczęły się jakieś winkielki i widoki!!! Jest morze, jest idealny camping, namioty rozbiliśmy 20 metrów od
morza:-) zostajemy tu na dłużej:-) panowie pojechali kupić piwo, by oficjalnie
rozpocząć wakacje, ja biegiem do wody!! Wrócili bardzo szczęśliwi trzymając pod
pachą 5l puszkę piwa (podobno tylko takie piwo było z lodówki)! Na kolację
zgodnie z tradycją zjedliśmy zupki z chińczyka. Jutro będzie plażing!!!! Jestem
niewyobrażalnie szczęśliwa:-)
Kolekcja naklejek sukcesywnie się powiększa. |
Dzisiaj musimy dojechać do okolic Shibenica w Chorwacji. Trasa około 800 km. Właściwe nudyyy, piękne autostrady, zapinasz ostatni bieg i jedziesz. Postanowiliśmy w Słowenii jednak autostrady ominąć, bo jak tak dalej pójdzie to któreś z nas uśnie. Słowenia urokliwa, zadbana, z pięknymi widokami! Miło było chociaż na chwilę złamać monotonię:-)
W Chorwacji autostrada, nudy...do momentu gdy na jednej stacji nie zrobiłam parkingowej gleby:-) (oczywiście z własnej głupoty - zaczepiony kask na kierownicy przy skręcie ją zablokował). W konsekwencji: skrzywiona kierownica, kierunkowskaz, pęknięta szyba i wygięta dźwignia zmiany biegów. Radek szybko wszystko naprostował, ja użyłam naklejek od pass to ride (dzięki Adu) jako zestaw naprawczy do szyby (teraz mój jednorożec wygląda drapieżnie!). Jedziemy dalej:-)
Mały remont. Mina Radka nie wymaga komentarza... |
Jest zachód słońca, piwo i mój dzielny żółw podróżnik. |
Wory pod oczami, ale dzielnie piszę bloga... |
Ej no życie nie jest sprawiedliwe. Niiii cholery!!!! Ale za rok się nas nie pozbędziecie łatwo. Zocha (tak ta sama Pierdziocha)już szykuje swojego kuraka, Michał S. dziś (dzięki mnie nieskormnie mówiąc) obciął WŁOSY - tak wiem pewnie nie wierzycie,ale jutro będzie dowód. Mój materac zwany Heniutkiem też w pogotowiu, Wojciech jutro oglada trampka - zatem generalnie jesteśmy w trakcie przygotowań do wypadu za rok :):):)
OdpowiedzUsuńUPDATE: Dowód na utratę owłosienia na FB :D
UsuńNienawidzę Was :)
OdpowiedzUsuń...Trzeba przyznać, że zaczęliście z rozmachem :) No i procedura parowania interkomu się powiodła... gratulacje :)
Czekam na dalszą relację.
Ależ się człowiek rozmarzył ... a my musimy gnić w pracy :/ to jest niesprawiedliwe ... Pozdrowienia od klubu motocyklowego Rast z Kętrzyna
OdpowiedzUsuńps: Michał trzymamy kciuki :D
Kasiu, te opowieści taaaaakie florkowe! czekamy na więcej relacji! :) Pozdrawiamy, Królaki :)
OdpowiedzUsuńFlorek TO JEST ZDRADA!!!! Po pierwsze jak mogłeś kupić BMW gs 800??? A po drugie czemu ja nie jadę?!?! A po trzecie: Trampek stukał bo nie był u mnie!!!!:P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i walczcie mężnie!:)