środa, 17 lipca 2013

Bałkany 2013 -cz II

15.07.2013 - poniedziałek

Profesjonalny system przewożenia piwa...
Michał obudził się o 6 rano i poszedł pobiegać - sam był zaskoczony, że nie może dłużej spać. O 8 znalazłam go śpiącego na ławce, tak się biedaczysko zmęczyło tym rannym wstawaniem. Zapomniał tylko, że słońce opala i miał ipoda na brzuchu. 

Na śniadanko królewskie danie- jajecznica na boczku z pomidorami i kawa z kawiarki - panowie spisali się na medal... przynajmniej wiemy kto będzie gotował do końca wyjazdu.


Wystarczy dać facetowi turystyczną kuchenkę i nagle zaczyna ochoczo gotować. 
Małżeńskie obowiązki.
Dzisiaj odpoczywamy na plaży - lazurowa woda i wbijające się w ciało kamyki na plaży - raj na ziemi :-) ja od razu po śniadaniu na plażę a panowie robią serwis motocyklowy - najpierw odblaskową wyklejankę kufrów, smarowanie łańcucha i ustawianie świateł - boring!! Radek oczywiście opala się w cieniu, Michał twardo leży na słońcu (wszystko by wkurzyć Ryżycką lepszą opalenizną). Ja standardowo raz w wodzie raz na plaży. Moje różowe jaskrawe kółko (idealnie dobrane pod kolor kostiumu kąpielowego, ręcznika i paznokci) wzbudza nieskrywaną zazdrość u pozostałych dzieciaków, ale nie dla psa kiełbasa - kółko jest moje! Namówienie chłopaków, żeby weszli do wody graniczy z cudem! Na szczęście dwa razy się skusili - mimo, że woda jest mokra, słona i bleh...  nawet pożyczyłam Michałowi kółko...


Instrukcja do BMW = suchary! "Geometria silnika jest zbyt skomplikowana by podać dokładny stan paliwa"
Nie będę się opalał, nie będę wchodził do wody, ja chcę już na szutry!
My nadal nie wiemy jakim cudem opalił się w ten sposób...

Jest lansik!
Na lunch Michasik zaserwował kanapki z konserwą- makrele, łososie i śledzie - teraz się przyznaję, że był to bardzo dobry pomysł - nigdy takich specjałów nie zabieraliśmy a jednak warto. Ok 15 panowie przebierali z nogi na nogę, już ich nosi, już za długo są na tej plaży, już trzeba coś pokombinować. Popatrzyli przed siebie, potem na siebie, przed siebie i potem znowu na siebie... dziwny uśmieszek pojawił się na ich twarzach :-) No to patrzę przed siebie -  przed nami góry, przez góry prowadzi dróżka...mały off... nawet się nie obejrzałam a oni już siedzą na motocyklach ! Normalnie ADHD!

Wrócili po dwóch godzinach - polatali po szutrach, podobno były momenty gdzie prawie pionowa ściana kazała im zawracać, albo asfalt się nagle kończył w ścianie skalnej, generalnie 80 km szczęścia :-)


Pod wieczór pojechaliśmy zwiedzić park narodowy Krka, obejmujący tereny ciągnące się wzdłuż rzeki o tej samej nazwie. Jest to miejsce szczególnie urokliwe przecięte 7 wodospadami. Na miejsce dotarliśmy po 17 (wtedy otwarty jest szlaban i można zjechać pięknymi serpentynami do miejsca, z którego zaczyna się zwiedzanie. Od 9 do 17 można tam dotrzeć specjalnym autobusem albo łodzią - wszystko w cenie biletu (95 kun od osoby)). Radek z Michałem serpentyny pokonali dwa razy - bo zapomnieliśmy kupić bilety:) standard...

Motocyklistom bardzo polecamy zjazd tą drogą (otwarta tylko po 17).  
Park wodny jest bardzo profesjonalnie przygotowany - przez rozlewiska prowadzą drewniane ścieżki (podobnie jak w Plitwicach), trasa ma 1,9 km. Po drodze największą atrakcją jest możliwość pływania w jeziorku prosto przy największym wodospadzie - Skradinski Buk.


Wodospad Skradinski Buk i kąpielisko - o tej porze pusto.
 Radek aż przyspieszył tempo, i hop do wody z go pro, my z Michasiem prosto za nim i płyniemy :-) kręcimy filmy i robimy zdjęcia. Zabawa trwa w najlepsze, aż tu nagle słyszymy głośne ała (albo coś w tyn stylu). Dno jeziora wyłożone jest ogromnymi skałami, jedna ewidentnie wkurzyła Radka i zakopał jej z całej siły, tak mocno, że pewnie umarła z głodu w locie :-) palec na szczęście nie jest złamany tylko mocno stłuczony...słuchamy o nim cały czas....
Na przyszłość polecamy przyjechać tam już z samego rana i spędzić tam cały dzień. Przyjazd tam o 17 ma jednak jedną poważną zaletę - zwiedzających jest bardzo, bardzo mało. W drodze powrotnej zakupy w Lidlu i kolacja w ślicznym Shibenicu.

Dziwna rzecz się wydarzyła tego dnia. Około południa usłyszałam z ust Radka bardzo niepokojące pytanie:
 - A może zostaniemy tu jeden dzień więcej, poopalasz się jeszcze?

No jak mogłam się nie zgodzić? Niestety obawiam się, że zostanie to wykorzystane przeciwko mnie i to w takim momencie gdy będzie już za późno na protestowanie.... no cóż zobaczymy :-)

16.07.2013 wtorek

Dzisiaj powtórka z rozrywki, jajecznica,serwis motocykli, opalanie, piwkowanie - totalny luz. Żeby nie było za leniwie sami zrobiliśmy też obiad - obrzydliwy - makaron z parówkami i sosem ajvar...never again! Dzisiaj słowo wakacje nabrało znaczenia :-) na plaży tylko ja się czułam swobodnie, Radek i Michał tak jakoś sceptycznie podchodzili do naszych sąsiadek (wg. nich wielorybków) opalających się topless :-) Wieczorem pakowanie i bimber za zdrowie Gabrysi ( Pati & Cezary serdecznie gratulujemy).

Radek pompuje to ja przynajmniej spuszczam powietrze... równowaga musi być zachowana!
Żal wyjeżdżać...
Nasze radosne trio  - polecam porównać https://picasaweb.google.com/113360376284659707866/2011_09_13MiesiacMiodowy#5662286333806588770 
17.07.2013 środa

Wstajemy o 5 rano, zwijamy obozowisko i pędzimy do Dubrownika. Pierwsze 150 km autostradą, potem wzdłuż wybrzeża co by tu oko nacieszyć ładnymi widokami :-) Niestety z tego powodu podróż trwała o wiele dłużej - okazja na bezpieczne wyprzedzanie nie zdarza się za często. Zatrzymaliśmy się oczywiście na tym samym campingu co zawsze - Matkowica w Srebreno ( o 30% taniej niż na poprzednim). I pralka jest!!


Radek z Michałem zaprotestowali by pójść na plażę, bo jest gorąco ! W zamian pojadą do sklepu i zrobią obiad ! No to poszłam sama:-) wróciłam po dwóch godzinach - panowie smacznie śpią, obiadu nie widzę. Narobiłam rabanu, łaskawie się podnieśli i pojechali do sklepu - dzisiaj gotuję ja! Będzie Spaghetti Carbonara :-) Najpierw jednak trzeba było wyszkolić chłopaków z produktów, które mają kupić... każdy zapamiętał po pięć (10 dla jednego to już o 5 za dużo!), jajka, makaron, śmietana, boczek czosnek itd..... wyliczanka zapamiętana. Wrócili z pełną siatą zakupów to też zabieram się za gotowanie. Boczek usmażony, makaron ugotowany i dochodzimy do newralgicznego punktu - sos śmietanowo-jajeczny należy wlać do gorącego makaronu ( ci co gotują zrozumieją)... no właśnie... sos śmietanowo jajeczny. Okazało się, że według Michała śmietana po chorwacku to sviezy sir... i był bardzo zaskoczony, że w opakowaniu był jednak świeży ser. Pobiegł (dosłownie) po śmietanę i w ostatnim momencie udało się przygotować obiad! Tym razem było pysznie!

Po obiedzie wbijamy się w stylowe wdzianka, słomkowe kapelusze i ruszamy na spacer po starówce - jest pięknie jak zawsze, tylko ludzi jakby więcej...

Pierwsza wizyta Michała - musiał spróbować (trzeba stanąć na wystającej cegle i całym ciałem przylegać do ściany)

A trzeba było wziąć jedną gałkę...
Kapelusze są w modzie:)
To raczej średnie ułatwienie dla niepełnosprawnych albo matek z wózkami... 

Pewnie tutaj kończy się wakacyjne odpoczywanie. Jutro ruszamy do Durmitoru w Czarnogórze, potem Albania, Kosovo, Macedonia, Grecja, Turcja., Bułgaria, Serbia...i kto wie co jeszcze:-)

2 komentarze:

  1. A jaką macie trasę na Turcję? Jakby co to Stambuł w dechę! Aż żal nie zobaczyć!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pati i Cezary dziękują za toast :) Życzymy samych niezapomnianych przygód !

    OdpowiedzUsuń